Jakiś czas temu trafiło mi się, że moja paczka zaginęła gdy jechała do paczkomatu. Z racji tego, że było to zamówienie ze sklepu, to miły właściciel sklepu wysłał produkty jeszcze raz i sam się zmagał z Inpostem.
Tym razem moja paczka trafiła już do punktu odbioru. To nie jest paczkomat, tylko punkt odbioru w kiosku, który jest w środku jednego sklepu. Wszystko ładnie pięknie. O 8:50 dostałam sms z kodem i z informacją, że moja przesyłka już na mnie czeka. Przed chwilą byłam ją odebrać.
Pani bardzo nie miła. Jakby siedziała tam za karę i z łaską obsługiwała ludzi. Najpierw musiała przez 20 min porozmawiać sobie przez telefon z koleżanką, no ale Ania czeka, bo w końcu paczkę trzeba odebrać skoro specjalnie trzeba było tam jechać.
Gdy już łaskawie skończyła rozmawiać pyta się mnie jaka to paczka? Ja na to "No Inpost", ona dalej "Ale jaka?". Chwila ciszy. "Jaka cyfra na początku?". Powiedziałam. "Na kogo ta paczka?". Powiedziałam nazwisko, bo zwykle to po nim szukają, a dalej "Ale imię, jakie imię?". Też powiedziałam. Potem szuka, szuka i nie może znaleźć, to się mnie pyta czy te dane są moje czy osoby która zamawiała (tonem jakby mówiła do totalnej kretynki, czuć było taką pogardę). Ja na to, że to ja zamawiałam. Dalej szuka i nie znalazła.
Mówi mi, że mojej paczki nie ma i może będzie jutro. Ja jej tłumaczę, że skoro jest sms to jest i paczka. Przejrzała jeszcze raz paczki zaczynające się na daną cyfrę, ale nie znalazła. W innych paczkach, które zaczynają się od innej cyfry nie chciała szukać, a przecież wiadomo, że przez przypadek moja paczka mogła wylądować między nimi.
Wyszłam, nie miałam ochoty już rozmawiać z tą kobietą. Takim tonem może sobie mówić do kogoś kto właśnie wyrwał jej z rąk świeżaka w Biedrze, ale nie do nieznanej osoby XD Pójdę tam jutro. Ciekawe czy tym razem znajdzie.
Moim zdaniem nie które osoby nie powinny mieć kontaktu z innymi ludźmi w pracy. Często się słyszy, że osoby starsze od nas są mądrzejsze i mają większy szacunek do różnych spraw i do ludzi, w tym wypadku na pewno tak nie było (kobieta miała około 50-55 lat).
W swojej miejscowości mam drugi punkt odbioru paczek, ale tam trafiają paczki od kuriera, te których nie dostarczył, ale nie można tam zamawiać (także kiosk). Tam kobieta bardzo i to bardzo miła, i jeśli nie może czegoś znaleźć to przerzuci wszystkie paczki, ale znajdzie.
Mogę zgłosić tą sytuację jako skargę do Inpostu? Czy to sprawa pseudokiosku?
EDIT: 09.12 20:46
Jak się okazało Pani w ogóle nie umiała obsługiwać tam Inpostu. I uwaga - żeby odebrać paczkę musiała podać wszystkie dane: imię i nazwisko, numer telefonu i e-mail, także miałam przy sobie kod odbioru i numer paczki. Najpierw święta krówka musiała wyszukać coś tam w swoim komputerku (oczywiście z miną wielmożnej pani pokazującą wyższość nade mną XDD), bo nie wiedziała gdzie w ogóle wśród paczek ma znaleźć moją. Zajęło jej to minimum 15 min. Stałam już tam poirytowana, ale byłam miła, no bo po co mam się zniżać do poziomu tamtej kobiety.
W końcu z wielką łaską dostałam moją paczkę, która była tam od wczoraj :) Odeszłam nic nie mówiąc. Żadnego dziękuję, miłego dnia itp. jak to mam w zwyczaju. Jedno jest pewne - nigdy więcej nie zamówię paczki do punktu odbioru przesyłek, bo użeranie się z ludźmi tego typu tylko będzie psuło mi nerwy.