Może niektóre z Was kojarzą akcję Garniera gdy wysyłał swoje maski osobą które się zgłosiły u nich na stronie. Byłam jedną z tych osób i dostałam swoją maskę za darmo. Bardzo mnie ona ciekawiła. Ciągle widziałam ją w reklamach, więc sprawdzenie, czy jej działanie faktycznie jest tak dobre, bardzo kusiło.
Z opakowania "Skóra jest intensywnie nawilżona, wygładzona jędrna i pełna blasku.
*Obliczenia na podstawie ilości gliceryny zawartej w kremach Essential Hydration.
** Test konsumencki - 54 kobiety - 3 aplikacje w 1 tygodniu."
Skład: Aqua/Water, Propylene Glycol, Glycerin, Alcohol, p-Anisic Acid, Dipottasium Glycyrrhizate, Glyceryl Acrylate/Acrylic Acid Copolymer, Hamamelis Virginiana Leaf Water/Witch Hazel Leaf Water, Hydroxyethylcellulose, Limonene, Mannose, Methylparaben, PEG-40 HydrogenatedCastor Oil, Phenoxyethanol, Potassium Hydroxide, Potassium Sorbate, Propylparaben, Punica Granatum Fruit Extract, PVM/MA Copolymer, Sodium Benzoate, Sodium Hyaluronate, Sorbic Acid, Sorbitol, Xanthan Gum, Parfum/Fragrance.
Myślę, że opakowanie maski jak najbardziej na plus. Kusi swoim wyglądem do kupienia. Po otwarciu go widzimy maskę. Wydaje się niebieska, ponieważ jest razem z folią ochronną. Zapach maski jest lekki i przyjemny. Minusem jest to, że maska jest strasznie nasączona i trochę cieknie po palcach. Zgadnijcie co się stało po nałożeniu...
Nie, maska nie ściekała. Żaden płyn nie kapał mi z brody, ale okazała się za duża. I to tak bardzo za duża. Rozumiem, że chcą robić maski uniwersalne, ale no bez przesady. Prawie cała maska była w fałdkach, bo było za dużo materiału, a nie dało się już nigdzie tego rozciągnąć, żeby w miarę normalnie to wyglądało.
Po nałożeniu białą stroną do twarzy i zdjęciu folii ochronnej musiałam praktycznie jeszcze raz zakładać maskę. Mimo że starałam się ją delikatnie ściągnąć to w większości jednak się odczepiła i trochę przesunęła.
To za co ogromnie doceniam tę maskę to to, że nie cieknie w przeciwieństwie do poprzedniej maski, w której płacie używałam. Po nałożeniu jej na twarz czujemy chłód. Po chwili jednak czujemy, że coś się dzieje z naszą skórą na twarzy. Tworzy się uczucie ściągnięcia skóry, które z każdą minutą jest coraz bardziej odczuwalne. Co prawda i tak na końcu jest lekkie i mimo że nigdy nie przeszkadza mi to uczucie to jednak tym razem czułam się przez to dziwnie. Zaczynało być wręcz nieprzyjemne, więc cieszyłam się, kiedy mogłam ją ściągnąć. Wtedy to uczucie zmniejszyło się, ale nie ustało.
Na twarzy zostaje spoooro substancji maski. Mamy to wmasować albo zetrzeć wacikiem. Początkowo starałam się to wmasować, ale esencja jest tak nieprzyjemna w dotyku, że jednak zdecydowałam się na starcie jej. Potem trochę poczekałam, żeby zobaczyć ten końcowy efekt i wtedy oniemiałam... Moja skóra, nad której świeceniem zaczęłam wreszcie trochę panować (głównie strefa T) zaczęła się ponownie świecić <3 Wspaniale prawda?... Po prostu no brak mi słów... Co prawda skóra wydaje się miękka, ale na pewno nie jest wygładzona. Sprawdziło się też to, że „nabrała blasku".
Dziewczyny, kobiety...witki mi po prostu opadają. Nie wiem też co ta maska ma takiego w sobie, ale po jej zdjęciu zaczęła mnie piec skóra nad ustami. Nawet nie wiem jak ja mam tę maskę jeszcze skomentować... Świecenie skóry, i to jeszcze większym obszarze niż było przed tym, jak wcześniej się tego pozbywałam, ostatecznie mnie dobiło. Jeszcze jakiś czas temu męczyłam się tylko z strefą T i już było o wiele lepiej, to teraz mi jeszcze doszło świecenie się policzków... Ja już wiem, że po tę maskę na pewno już nie sięgnę.
Chyba najzabawniejszą informacją na tej masce było to, że tak świetnie reklamowana maska, którą można było zobaczyć tyle razy w reklamach była sprawdzana na 54 kobietach... Jej działanie, te cudowne efekty opisano na opakowaniu na podstawie 54 kobiet. Ja uważam, że jednak powinno być to sprawdzane na większej ilości płci pięknej, albo nawet i na mężczyznach, bo w końcu nikt nie powiedział, że maski w płacie są tylko dla Pań.
Miałyście już tę maskę? Albo tą drugą różową? Ja tymczasem idę walczyć ze świecącą się skórą...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak inną drogą, ostatnio poznałam bardzo fajną, młodą blogerkę. Co prawda nie jest ona blogerką kosmetyczną tylko po prostu pisze. Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak strasznie przypadł mi do gustu jej styl pisania i mimo że posty nie są krótkie to łatwo się je czyta, więc jeśli macie chwilkę to wpadnijcie do niej: http://by-plynac-pod-prad.blogspot.com/Podkreślę tylko, że to powyżej napisałam z własnej woli i nie chciałam nic od niej w zamian. Chcę pomóc przy początkach jej bloga, bo w końcu każda z Nas zaczynała, a początki są trudne.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Zapraszam do wypełniania ankiety https://goo.gl/forms/kWRHUAicZfRSpQKh2
Chcę stworzyć wpis o stosunku blogerów do współprac, więc jeśli masz za sobą przynajmniej jedną współpracę to bardzo prosiłabym o jej wypełnienie :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przypominam także o dwóch konkursach organizowanych przeze mnie:
Myślałam o zakupie tej maski niedawno na zakupach,ale w końcu wziełam inną. Może i tę kiedyś wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńTak coś czułam, że te maski to niewypał. Kilka razy prawie je wrzuciłam do koszyka, ale dobrze,że się powstrzymałam :)
OdpowiedzUsuńKusi mnie wypróbowanie tej maski.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w konkursie ☺
OdpowiedzUsuńMiło że pomagasz początkującym blogerom :D O tej maseczce ostatnio głośnio ! Mnie jakoś nie specjalnie kusi
OdpowiedzUsuńO rany, sama mam problemy z cerą, i mega współczuje ,że takie wrażenia po maseczce o: Ja używałam tylko jedną maseczke w płachcie, była z jakiejś koreańskiej firmy, z nadrukiem pandy, i była bardzo dobra, skóra była gładka i mega nawilżona.
OdpowiedzUsuńMoże w końcu ją kupię;p
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze napisany post. Pozdrawiam :)
Mój blog ♥ Serdecznie zapraszam !
ciekawe te maski
OdpowiedzUsuńRaczej nie dla mnie :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie sprawdziła. Ja używałam tylko koreańskich maseczek w płachcie, ale do tej nie jestem zachęcona.
OdpowiedzUsuńMiałam którąś - nie powiem którą. Minus? Skóra po niej była bardzo lepka, a tego nie lubię ;/ W każdym razie zaczerwienienia się zmniejszyły, a na świecenie na wieczór i tak nie zwracam uwagi.
OdpowiedzUsuńNie używam masek, bo chyba jestem zbyt leniwa. Poza tym boję się zawsze, że coś się pogorszy, bo moja skóra ma tak, że im więcej robię, tym jest gorzej...
OdpowiedzUsuńDziwne, że zrobili tę maskę w tak dużym rozmiarze. Wydaje mi się, że większym problemem jest za duża niż za mała, bo jeśli nie starczy nam na kawałek skóry koło ucha, to nic się takiego nie stanie.
No cóż, zdecydowanie ta maska nie jest dla Twojej cery, ale czy dla innych będzie lepsza? Średnio wierzę w te 54 testujące kobiety. To raczej działa tak, że wypełniają ankietę, że maska jest okej, żeby następnym razem też dostać coś do testów. :/
Pierwsza współpraca jeszcze przede mną, więc nie pomogę i nie wypełnię ankiety.
Pozdrawiam ~Wer
Słyszałam właśnie, że te maski nie są takie super :(
OdpowiedzUsuńOj na pewno nie będę próbowała ;) Po takiej recenzji nie ma mowy - nie chcę sobie krzywdy zrobić. Chociaż co osoba, to inne zachowanie na kosmetyk.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne odczucia mrożenia i szczypania na początku, ja kupiłam wszystkie 3 wersje i obecnie jestem już po testach tej różowej :) W moim przypadku fajnie nawilżyła i lekko rozjaśniła cerę, byłam zadowolona z jej działania.
OdpowiedzUsuńRóżowej nie miałam, ale wiadomo, że na każdego mogą zadziałać inaczej :)
UsuńOj aż bałabym się jej użyć.
OdpowiedzUsuńMoja mama dała mi znaka, że takie maseczki w płachcie są do kupienia w Polsce. Byłam ciekawa ich efektów i jak to w ogóle się ma do koreańskich maseczek w płachcie, których używam non stop ( z racji mieszkania w tym azjatyckim kraju) :) Twoja recenzja mnie nie zniechęciła, chętnie takie cudo wypróbuję jak będę mieć okazje. :) Buziaki.
OdpowiedzUsuń